Przejdź do głównej zawartości

Trupi jad 9

Podekscytowanie nie dawało zasnąć.
Świtało już gdy zamknęła oczy, ledwie zmrozyla a  już budzik wybrzmiał w głowie.
Tam w Radości koguty będą mnie budzić i jego objęcia, pocałunki, głodne dłonie -pomyslala i niemo uśmiechnęła się do tej myśli.
Wila się tak chwilę w pościeli.Wstala.
Była szczęściem, miała na imię szczęście, oddychała i żyła tym szczęściem.
Po wielu latach planowania , wreszcie zostawia to szare i bezpłciowe karykaturalne miasto na ,,Ch" i wyjeżdża.
Wyjeżdża, do niego - miłości swojego życia .
No i co może być piękniejszego od tej chwili .
Nie zjadła śniadania, nie zmuszala się nawet bo przecież w takich chwilach i tak trudno coś przełknąć.
Kawa z dużą ilością mleka , bez cukru w ulubionym kubku- pamiątce  z wakacji nad morzem.
Smakowala jak nigdy.Kilka łyków dopitych na szybko i ta myśl , żeby nie zapomnieć kubka wrzucić do worka z ręcznikami, które miały amortyzować całe to tłukące towarzystwo waz , kokilek , mis.
Rowniutko o godzinie 12 pan Marian zatrąbił i kubek ,ręczniki, odzież zimowa i letnia, kuweta, klatka i kilka ważnych gadżetów po kolei trafiało na pakę Forda Tranzyta.Granatowego.
Pojadą powoli, spieszyć się nie mogą ale też nie muszą.
Przekazanie kluczy do mieszkania i podpisanie umowy dopiero wieczorem, gdy pani która zbywa mieszkanie wróci z pracy.
Zajęta wszystkim i niczym w stanie największego podekscytowania zajechała do Dworu gdzie już 
czekało wszystko - jej nowe, szczęśliwe teraz i miała nadzieję , że też równie udane potem.
Czekała na niego...przyszedł pod osłoną nocy.
Jego dłonie szukały jej dłoni, jego wargi przygryzały jej wargi, jego zarost drażnił jej wrażliwe piersi...jej gałki oczne wykonywały ruchy mimowolne .Łóżko skrzypiało, no tego akurat nie przewidzieli.
Głęboka była noc gdy zapadła cisza w tym pokoju o gęstym od pożądania powietrzu.
Wtedy usłyszała wibracje.
Jeden , drugi i trzydziesty któryś raz. 
To jego telefon wciąż dawal o sobie znać.
 Po kolejnej wibracji wstała, chciała wyłączyć ale na ekranie ukazała się kształtna fotka biustu, nie jej biustu a tak że trzy rozmiary  większego niż ona sama posiadała.
Zamarlo coś ,sparaliżowało, skoczyło gula w gardle.
Czytała ...i niedowierzala.
,,Moja myszko,czy mogę tak do Ciebie mówić?" Pisał wtedy, właśnie wtedy gdy twierdził ,że jest zmęczony , wykończony po żniwach a ona wierzyła i litowala się nad nim , biednym rolnikiem.
Jesteś taka cudna, boska, gorąca! -brzmiały jego zachwyty...tak znała te słowa, do niej też tak mówił kilka miesięcy temu, tak samo.
Oj jaka szczęśliwa wówczas była i jaka naiwna...i tylko do dzisiaj nie może ustalić czy szczęśliwa bardziej czy  bardziej naiwna .Czy to szczęście bardziej warte od jej naiwności, czy to właściwa kolejność.
Przyjedz do mnie w czwartek, bede na mieście ok 11, co kotek, dasz radę?
Pisała że da, że to co kocha to szybka jazda i głośna muzyka.
W czwartek, to dzisiaj było .
Tak pospiesznie do mnie zadzwonil za dziesięć jedenasta i szybko kończył no bo przecież za kilka godzin się zobaczymy -mowil-przypomniala sobie.
Mówił a ona wierzyła we wszystko co do niej mówił .. aż do teraz .Był świeżo obcięty, taki przystojny i czysty, dobrze ubrany z nienaganną manierą...nie tylko dla niej.
Czy sie spotkali, nie wie .
Jedyne co wie, że teraz musi wracać do łóżka .
Poszła, wsunęła się pod kołdrę ale drżała z przerażenia na całym ciele, nie , to nie jest dobry pomysł -pomyslala.
Obudze go tym telepiacym się ciałem- pomyślała.
Ponownie wstała, przesiedziała w kuchni przy szklanym stole gładząc jego dymna gładka i zimna szybę.
Gdy wróciła pocałował i objął jak zawsze.
Jak zawsze, chociaz już nic nie miało być takie jak zawsze.
 Nigdy.
Była od niej młodsza i pracowała w firmie rodzinnej, prowadzonej przez ojca.
Nie zdążyła odebrać jej smsa, zdołał usunąć nim się obudziła.
Gdy wyszedł i odkrył że wie miał pretensje o to że zobaczyła w telefonie jego wiadomości wysyłane do Myszki...myszki , która już przestała być jak wiele innych myszy przed nią.
Dziecko spalo jeszcze gdy wyszła .
Nie wiedziała co ma że sobą zrobić, gdzie iść, nie znała tego miejsca, nie znała tu niczego i nikogo poza nim.
Zdała sobie właśnie sprawę, że jego zna najmniej.
Coś krzyczalo, kotłowało się w jej wnętrzu, serce miało wyskoczyć z piersi, skroni, gardła, przez głowę .
Nie wyskoczyło, zostało ,takie małe ,wystraszone , szarobure, nijakie , bezpłciowe, niechciane.
Już nie miało sił tańczyć , frunąć, śpiewać .
Przetrwasz, tak jak wiele razy już, widzisz, wtedy się udało to i teraz będzie...dobrze będzie, nie teraz może jeszcze ale kiedyś, zobaczysz-powtarzal jej wewnętrzny rodzic a wewnętrzne dziecko chciało uciekać ale jak osierocone nie wiedziało jak, gdzie i nawet bało się głośno wyć a chciało się nie tylko wyć ...chciało się umrzeć tu i teraz.
Umrzec i nic więcej.
Tylko umrzec ale nie było wolno...nawet...dzieci...

Popularne posty z tego bloga

22. Kobieta z Kamienia

Właściwie to niewiele miałyśmy kontaktu a jednak jest chyba najbardziej tajemnicza postacią tego dramatu. Niewiele o niej wiem ale intryguje jak mało kto. Pojawiła się na samym początku naszego razem z panem,,X,, Wyświetlała się na ekranie jego telefonu z 50 razy dziennie albo i więcej.  Bylo to gdy był pierwszy raz z nami na wycieczce...a ona dzwoniła i dzwoniła ...a on nie odbierał i nie odbierał. W końcu odebrał ....mowil ,że nie może teraz rozmawiać,że jest na wycieczce ze znajomymi. Przypomne , że znajomi to ja, ja i dzieci to już w wersji pana ,,x,,dla postronnych osob cala ekipa. No więc był z ekipą kiedy ona dzwoniła z problemami, prosiła o rozmowę. On nie miał zamiaru.Nie miał czasu ,nie mial serca...teraz to znam...wtedy uśmiechał się i przytulał mnie. Podczas  któregoś z następnych wyjazdów kobieta z Kamienia pisała ...wreszcie opowiedział mi ,że to młoda i brzydka kobieta, że jest chora i dlatego do niego pisze i wydzwania. Ze cierpi na jakąś chorobę psychiczną

Mysli

 Pani, że oni się z tym wszystkim jakoś kryli? Nie...ona wrzucała fotki u siebie, u niej to oni  sobie spacerowali bez zażenowania. U niego na parafii to może i się kryli trochę tylko. W Świerklańcu spacerki,to było na porządku dziennym. Wspólne wybieranie wspólnego samochodu. Wakacje?proszę pani to ja zabierał. Wykorzystał , że dziewczyna bez ojca wychowana, że matka nie była bogata, bieda w domu to jej fundował.  Zaczęło się gdy miała nie całe  15lat i trwało dobrych kilka. To już była jego druga parafia, babcie ofiary nosiły, intencje były to i urlopy, wyjazdy, baseny. Ta dziewczyna teraz ma 33lata on 51.Ona nigdy nie ułożyła sobie życia ,chyba nie potrafi po czymś takim co ja spotkało z rąk księdza. Ja walczyłam o Kasie, dwa razy sprawa trafiła do kurii w Katowicach . Gdy było z nią na prawdę źle wtedy kilka osób , w tym ja zjawiliśmy się na probostwie w Swietej Trójcy  na Szarleju w Piekarach. Wtedy Ks Krzysztof Holynski zdziwił się, nawet bardzo ale przyjął nas spokojnie, że skup

List otwarty do Arcybiskupa Adriana Galbasa

       Szanowny Księże Arcybiskupie! Jestem bliską krewną błogosławionego ks Jana Machy i ważna jest dla mnie Jego misja. Jestem też córka, matką samotnie wychowującą dzieci, nauczycielką, teologiem i od niedawna dziennikarką a także osobą chorą na raka i inną chorobę przewlekłą oraz byłą kochanką KS Krzysztofa Holynskiego.  Krzywdę, jaka spotkała mnie ze strony tego kapłana diecezji katowickiej jak i całego kościoła czyli świeckich i duchownych w naszej archidiecezji  opisałam w swojej książce pt,Dziewczyna w glanach, Bóg w Vegas". Książka dobrze się sprzedaje , co bynajmniej nie jest tożsame z dużym dochodem ale cieszy się ogromnym zainteresowaniem, zwłaszcza w tych parafiach, w których swoją posługę pełnił  a raczej siał zgorszenie ten człowiek. W 2019roku KS Krzysztof skontaktował się ze mną i od tego czasu szukał kontaktu nieustannie, zapraszał mnie do siebie na plebanię, proponował wyjazdy, organizował wycieczki i wakacje dla mnie i moich dzieci.  Wyznawał mi miłość, mówił o