Tak , tak właśnie zrobi.
Pojedzie na ta Kościelną 7, wejdzie tam,poczuje pewnie coś a potem opisze.
Opisze bez uprzedzenia, o tym co czuła napisze, poprostu.
Weźmie ,ludzi popyta, legitymację pokaże , dziennikarską.
Może szczęście będzie miała ? - ktoś coś powie. Może trafi na kogoś kto dużo wie?
Wie , że wielu już o tym pisało ale wierzy w to , że ona napisze inaczej.
Przecież każdy widzi inaczej, czuje inaczej.
To będzie taki jej tekst, z serca będzie, jak wszystko to co pisze.
Pociąg do Krakowa jechał krótko ale to może jej ta droga tak spowszedniała, no bo przecież studia - całe te 5 lat tak przejeździła.
Było dawno ale ten Kraków, ta uczelnia,ta teologia przecież już na zawsze w niej pozostaną.
Teraz jest dziennikarką, zaczyna nią być, trochę poniewczasie...ale bardzo namiętnie podchodzi do każdego swojego zadania.To jej miłość od młodości chociaż nie jest łatwo pisać o czymś takim i kimś takim w sytuacji, w której teraz , zwłaszcza teraz się znalazła.
Spróbuje, postara się jednak.
Nie jako teolog i nie jako ofiara kościoła i też nie jako apostatka ale jako dziennikarka to zrobi.
Dziennikarz musi umieć się zdystansować i napisać o wszystkim.
Obiad na wagę, kawa w przerwie i przesiadka. Brudna toaleta, w której potem musiała wyprać kawałek czarnego tiulu sukienki.
Wiatr w czarnych włosach i te widoki z okna, te wszystkie rzeki, pola, lasy, sady, ogrody, które im bardziej w głąb tym bardziej stawały się wiosną.
Czuła , jak bardzo wraca do swoich marzeń, jak bardzo wraca do siebie , jak bardzo skąpana w kwietniowym słońcu zanurza się w tej wiośnie by rozkwitnąć raz jeszcze.
Z prawie pustego pociągu wyszła ostatnia.
Czekał pod wiatą, na peronie - taki wysoki i szczupły, taki obcięty i nieogolony, bo wiedział , że tak lubi właśnie.
Tymi swoimi pełnymi ustami pocałował , potem
przytulili, złapal za dłoń zanim poszli przed siebie.
Miasto niewielkie o potężnej historii było puste,opustoszałe wymarłe prawie.
Czyste, zadbane, dosłownie kilka uliczek a przy nich niewysokie odrestaurowane stare kamieniczki.
Kolorowe to wszystko, otoczone dobrze utrzymaną zielenią.
Jakiś spokój ,co do którego nie była pewna,czy to kościół że swoimi pięknymi malowidłami czy fakt ,że ściskał jej dłoń delikatnie bardziej tworzyły te atmosferę a może ten jego spokojny głos?a może wszystko po trochu dodawało powagi temu miejscu i takiej wyjątkowości, czarownosci , magii.
Ryneczek a od niego odchodzących kilka ulic, po których prowadził ją niespiesznym lecz pewnym i zdecydowanym krokiem.
Weszli na schody, zatrzymali się pod figurą, która tego dnia skąpana była w świeżych biało żółtych kwiatach .
To co ją poruszyło to spokój , cisza i jakaś pustka tego miejsca.
Białe i żółte flagi trzepotaly na silnym wietrze dając jedyny ruch, jedyny słyszalny odgłos.Zupelnie jakby byli nie w miejscu gdzie wszystko się zaczęło ale tam gdzie wszystko skończyło, dokonało właśnie, wymarło to miasteczko, które całe zdawało się być muzeum.
W świątyni relikwie Ojca Pio i sw Rity, patronki beznadziejnych sytuacji.
Wtedy poczuła , że jej sytuacja wcale nie jest beznadziejna i nigdy taka nie była, że jest trudna, teraz ciężką ale Bóg daje kogoś , kto przecież trzyma za rękę.
Przez cały czas tak trzymał, i wtedy gdy tu szli i teraz gdy siedzieli i modlili się i potem gdy przyklekali przed monstrancją, tabernakulum .
Zrobiła to dla niego bo on bardzo wierzył, czuła jakie to dla niego ważne. To przecież też jej świat, dobrze znany świat. Świat ,który jeszcze w środku nie umarł bo bolał za mocno. Świat , który cierpiał w niej ciągle.
On nie miał nic wspólnego z księżmi z portalu, z penisami pod sutannami na fotografiach,ze spiralami antykoncepcyjnymi w ciałach zakonnic,z kościelnym zgorszeniem i nierządem.
Z niczym z tych kościelnych bezeceństw nie miał nic wspólnego.
Czyste było to serce takie i myśli i wiara i te ręce , którymi trzymał ją tak mocno.
Weszli do domu tej rodziny z Wadowic.
Zdjecia, stare meble, pamiątki, kuchnia jak u prababci , narty i buty, plecak i kurtka , skarpety do górskich wędrówek.
Tu wszystko się zaczęło i życie i ta wędrówka przez dzieciństwo, kościół, szkoły i kapłaństwo i purpury aż do papieskiej bieli.
Słychać obce języki komentujące fotografie na ścianach , milcząco mówi ściana zapisanymi prośbami i podziękowaniami w różnych językach.
Cisza i ziemia z całego świata pod ich stopami. Encykliki i pisemne -maszynowe pozwolenie udzielone przez krakowską kurię księdzu Wojtyle na odprawienie mszy świętej polowej na szlaku.
Multimedialne zwiedzanie , angażujące wszystkie zmysły i ta dłoń ...wszystkie zmysły.
Kremówki w cukierni na rogu i mała kawa z ciasteczkiem w kształcie serca i ta dłoń ,która nie puszcza ani na moment.
Spacer przez to wyludnione miasto, peryferia, dzielnice domków jednorodzinnych i pola,dalej osiedle .
Jaśminowy deszcz kwiatów i dobijające się ,tluczace wspomnienie księdza Sadusia, sadysty i fotografia na której Ali Akcza przebacza znanemu zbrodniarzowi i zagrożona ciąża szczęśliwie zakończona dzięki modlitwie wstawienniczej szybkoswietego i żal i podziw i mętlik w głowie i jakiś wewnętrzny głos niepokoju i te ręce trzymającenie tak zdecydowanie.
Wszystko to przerywa telefon osiemnastoletniego syna z pokolenia JP2, który mówi, że siostry pilnuje, że wszystko jest ok i tak jak ma być , że nie ma się o co martwić .
Idzie w górę prowadzona przez silną dłoń i czuje, że chce tego, że przyszedł czas na przebaczenie
Nie wie jak na imię miał ten ksiądz na kolanach którego wszystko się zaczęło, i nie pamięta jego twarzy, on pewnie już nie żyje .Kościół nigdy się nie przyzna do bycia oprawca, nigdy nie przeprosi i nie zadośćuczyni.Dzis dla siebie trzeba przebaczyc.
Teraz już wie,że tu pisze się ostatni rozdział i zaczyna całkiem nowa historia .
Płyną ostatnie łzy, jest pierwszy uśmiech i uwolnienie i dłonie , które nie wypuszczają z objęć nawet na moment.
Nie zrobi wywiadu , bo 180 tysiecy pielgrzymów rocznie i 13 tysiecy smsów i dwie pary rak wystarczyły żeby nawrócić teologa w miejscu takim jak to gdzie wszystko się zaczęło a potem wszystko skończyło po to , żeby znów mogło zacząć nowe.
Tej nocy w gospodarstwie pod Wadowicami przyszedł na świat cielaczek stając się ósmym cudem świata.
W Wadowicach wszystko się zaczęło i to nie papież czy biskupi, nie księża z książki a zwykły człowiek potrafi poruszyć tę strunę, która wybrzmi przebaczeniem.
Wiara prostego człowieka rzuca na kolana.
Dzięki Ci Boże za ten początek!