Przejdź do głównej zawartości

Babsztyl/Pulok na katedrze18

 Jest ze mnie...ale co poradzić.

Budzę się zwykle o 5 jeśli mój budzik zadzwoni,  ale w praktyce to wygląda tak , że coraz wcześniej się budzę czyli jest wtedy godzina 4 albo nawet 3 nad ranem  i wcześniej.

 Mój zegar biologiczny tak się przestawia, że niedługo to chyba przestanę się kłaść zupełnie bo w sumie to  po co?

Przed założeniem szkieł kontaktowych bywa, że w ciemności wdepne w kałuże sikow jakiegoś mojego zwierza, z którym wczoraj przecież spacerowałam do późna i opróżniał swój szanowny pęcherz ciągle i ciągle.

Mam mało czasu więc rzucam kawał ręcznika papierowego na żółta plamę, stawiam wodę na  kawę. 

Zaglądam do lodówki- tam znów nie ma mleka chociaż wczoraj kupowałam trzy butelki. Wyparowały widać. 

Myje plastry karczku bo kupiony dwa dni temu , gdy wrócę to będzie za późno, nie będzie czasu, wkładam więc do piekarnika w naczyniu żaroodpornym, nastawiam najpierw na 270 stopni potem podlewam woda.

Do 6.30sie udusi.

Szukam skarpetek, były tu jeszcze wczoraj , zwinięte w kłębek ,wyjmowalam z szuflady, kładłam razem z resztą ciuchów ... wszystko jest, skarpetek nie ma.

O godzinie 6.00 zaczynam więc wierzyć w skarpetkowe potwory z książek dla dzieci.

 Szykuję śniadania do szkoły dla wszystkich, siebie też , bo w szkole, w której pracuję to muszę zjeść jak górnik , taka głodna jestem i nic na to nie poradzę.Napelniam bidony, bywa że czasem pomyle coś.

Patrzę nerwowo na zegar- kurcze późno .

Ostatnie 15 minut z  psem a przecież mądre książki pisały , że powinien chodzić i obsikiwac co się da przez   20 co najmniej.Trudno.

Kot zaczepia mnie łapą, miauczy wymownie patrząc w oczy, chce saszete, no jak nic.

Otwieram , sięgam ,odrywam ,wyciskam.

Wyrzucam do zmieszanych , które trzeba wynieść , to potem... wczoraj o tej samej porze też tak mówiłam -przypomina mi się.

Świnki słyszą szelest, zaczyna się ,,kwi -kwi" i to na dwa głosy.

Odmierzam miarkę, otwieram klatkę, zauważam, że woda się skończyła . 

 Napełniam. 

Zamykam.

Wybiegam sprawdzając czy worki na psie kupki mam że sobą.

Mam.

Idę wokół bloku.

Wracam .

Wybiegam, lecę , z jęzorem , w nerwach, w chorym porannym podekscytowaniu sama nie wiem czym.

Jestem na styk, wsiadam, siadam...mam dość.

Tak, jest 6.45 a ja mam dość.

Jadę, mijam galerie handlowe i te z obrazami, salony piękności,  siłownię, baseny ale wiem , że nie mam na nie ani czasu ani siły ani pieniędzy ani już chyba w związku z tym wszystkim ochoty.

Do pracy wpadam przed godziną 8, czasem zdążę zrobić kawę , która zawsze zdąży potem ostygnąć ale to nie problem, lubię zimna, mrożona też.

Wszystko co kawowe lubię, lody, ciastka.

W pracy nie wolno mi jeść i sikać legalnie, łamię więc prawo i robię to czasami.

Nie wolno używać telefonów do swoich prywatnych spraw a do mnie dzwoni własną matką oznajmić mi , że opiekunka dzwoniła bo nie może się do mnie  dodzwonić .Potem dzwoni ojciec mój własny , żeby poinformować mnie , że mama dzwoniła do niego powiedzieć , żeby zadzwonił do mnie bo ona nie może się dodzwonić, a prosiła ją o to opiekunka, która chce o coś zapytać a też nie może się dodzwonić.

Przeklinam w myślach.Z takim dobrym humorem zastaje mnie  godzina 10, 12, 13...a ja nadal nie wiem gdzie są moje dzieci.

Panie emerytki i inna panie mężatki zaczynają wtedy pracę, a ja pytam się dlaczego muzyki uczy tu pani , która nie zna nut.

Opuszczam klapę pianina, piłuje czerwone paznokcie i biorę gitarę.

Dzieci gryzą, kopią, plują i biją zanim zasną .Jest godzina 14 a ja jestem tak wyczerpana , że ze zmęczenia źle się czuję.

Koleżanki z pracy, które rozpoczynały ją o godzinie 8 wraz ze mną dawno już wyrabiają nadgodziny albo pojechały do domu,  bo etat świetlicowy to dużo więcej niż nauczycielski, bo tzw ludzie z ulicy zastanawiają się czy nie aplikować do świetlicy bo tam przecież się może uda wcisnąć każdemu.

Żale się koleżance z biblioteki na to świetlicowe popychanie a ona opowiada mi , że kiedyś rozmawiała z tegorocznymi maturzystkami , które przyszły coś wypożyczyć . 

Koleżanka dorabia w liceum i właśnie teraz opowiada mi jak kiedyś mówi uczennicom ostatnich klas , że matura jest potrzebna a one pytają jej w pewnym momencie ,, a pani ma mature?"

Staję się jeszcze bardziej słaba, bo po co właściwie mieć na to siły? tracę sens...sens wszystkiego

0 14 dowiaduję się , że wychowawczyni, która postanowiła mi się poskarżyć na moje dziecko tym samym zawiadamia mnie , że mała ,,Kaka "jest w szkole. Cieszę się więc zamiast martwić, dziękuję Bogu , że moje dziecko powiedziało chłopcu że starszej klasy ,że jest debilem bo dzięki temu wiem,że żyje i jest bezpieczne.

Tzn było, bo przecież o 14 już dawno lekcje się skończyły a ja w pracy pobędę do 15.15 albo dłużej, potem pojadę i w domu stawie się na ok 16.30 jeśli wszystko się uda, tzn jeżeli nie będzie korków, wypadków i innych atrakcji.

Dzwoni moja mama, że tata był po dziecko ale ono już wyszło że szkoły i teraz nikt nie wie gdzie jest,potem dzwoni mój tata i opiekunka.

Otwieram śniadaniowki z podwieczorkami dla moich szkolnych dzieci i ostatkiem sił chcę być spokojna a jednocześnie silna.

Dzwoni mój syn, że stwierdzeniem , że nie ma z kim pogadać i pytaniem - gdzie ja właściwie jeste czemu tak długo mnie nie ma podczas gdy właśnie wyginął ostatni egzemplarz Zaporozca.

Sama chciałabym dowiedzieć się  gdzie jestem i dlaczego nie ma mnie tam gdzie być powinnam,zawsze notorycznie, na okrągło, permanentnie.

Ciągle spóźniona na wszystko,watpiaca czy zdążę na własny pogrzeb? I po co tak długo z tym zwlekać ?

Nauczyciel brzmi dumnie  ...

ale już nauczycielka świetlicy to tylko swietliczanka , coraz częściej już też zawodowa strugaczka olowa.

Popularne posty z tego bloga

22. Kobieta z Kamienia

Właściwie to niewiele miałyśmy kontaktu a jednak jest chyba najbardziej tajemnicza postacią tego dramatu. Niewiele o niej wiem ale intryguje jak mało kto. Pojawiła się na samym początku naszego razem z panem,,X,, Wyświetlała się na ekranie jego telefonu z 50 razy dziennie albo i więcej.  Bylo to gdy był pierwszy raz z nami na wycieczce...a ona dzwoniła i dzwoniła ...a on nie odbierał i nie odbierał. W końcu odebrał ....mowil ,że nie może teraz rozmawiać,że jest na wycieczce ze znajomymi. Przypomne , że znajomi to ja, ja i dzieci to już w wersji pana ,,x,,dla postronnych osob cala ekipa. No więc był z ekipą kiedy ona dzwoniła z problemami, prosiła o rozmowę. On nie miał zamiaru.Nie miał czasu ,nie mial serca...teraz to znam...wtedy uśmiechał się i przytulał mnie. Podczas  któregoś z następnych wyjazdów kobieta z Kamienia pisała ...wreszcie opowiedział mi ,że to młoda i brzydka kobieta, że jest chora i dlatego do niego pisze i wydzwania. Ze cierpi na jakąś chorobę psychiczną

Mysli

 Pani, że oni się z tym wszystkim jakoś kryli? Nie...ona wrzucała fotki u siebie, u niej to oni  sobie spacerowali bez zażenowania. U niego na parafii to może i się kryli trochę tylko. W Świerklańcu spacerki,to było na porządku dziennym. Wspólne wybieranie wspólnego samochodu. Wakacje?proszę pani to ja zabierał. Wykorzystał , że dziewczyna bez ojca wychowana, że matka nie była bogata, bieda w domu to jej fundował.  Zaczęło się gdy miała nie całe  15lat i trwało dobrych kilka. To już była jego druga parafia, babcie ofiary nosiły, intencje były to i urlopy, wyjazdy, baseny. Ta dziewczyna teraz ma 33lata on 51.Ona nigdy nie ułożyła sobie życia ,chyba nie potrafi po czymś takim co ja spotkało z rąk księdza. Ja walczyłam o Kasie, dwa razy sprawa trafiła do kurii w Katowicach . Gdy było z nią na prawdę źle wtedy kilka osób , w tym ja zjawiliśmy się na probostwie w Swietej Trójcy  na Szarleju w Piekarach. Wtedy Ks Krzysztof Holynski zdziwił się, nawet bardzo ale przyjął nas spokojnie, że skup

List otwarty do Arcybiskupa Adriana Galbasa

       Szanowny Księże Arcybiskupie! Jestem bliską krewną błogosławionego ks Jana Machy i ważna jest dla mnie Jego misja. Jestem też córka, matką samotnie wychowującą dzieci, nauczycielką, teologiem i od niedawna dziennikarką a także osobą chorą na raka i inną chorobę przewlekłą oraz byłą kochanką KS Krzysztofa Holynskiego.  Krzywdę, jaka spotkała mnie ze strony tego kapłana diecezji katowickiej jak i całego kościoła czyli świeckich i duchownych w naszej archidiecezji  opisałam w swojej książce pt,Dziewczyna w glanach, Bóg w Vegas". Książka dobrze się sprzedaje , co bynajmniej nie jest tożsame z dużym dochodem ale cieszy się ogromnym zainteresowaniem, zwłaszcza w tych parafiach, w których swoją posługę pełnił  a raczej siał zgorszenie ten człowiek. W 2019roku KS Krzysztof skontaktował się ze mną i od tego czasu szukał kontaktu nieustannie, zapraszał mnie do siebie na plebanię, proponował wyjazdy, organizował wycieczki i wakacje dla mnie i moich dzieci.  Wyznawał mi miłość, mówił o