Śnieg iskrzył magicznie gdy wsiadała do taxowki z czerwonym kogutem o numerze bocznym 673.
Przystojny facet za kierownicą zerkał na nogi, rajstopy, kwiat we włosach.Staral się zrobić to ukradkiem ale nie udawało mu się, zauważyła.
Gdzie pani jedzie?
Na imprezę z pracy...no wie pan,niezbyt chce mi się, ale dla świętego spokoju ,żeby koleżanki nie mówiły ,że jestem dziwna.
Tak, rozumiem,znam to,czasem trzeba...
Zresztą dziecko u dziadków dzisiaj, wyrwałam się.
A to też rozumiem ,mam dwoje , duża różnica wieku, nastolatek i roczniak.
Będzie pani wracała ?
Tak , za jakieś dwie ,może trzy godziny.
Tu jest wizytówka, można dzwonić , jeżdżę przez większość nocy.
Gdyby elektryk był potrzebny to też proszę dzwonić.
Chyba już jechałam z panem, dziękuję!
Chyba nie !
Nie?czasem jeżdżę, wie pan auta nie mam, prawka też nie.
Zapamiętałbym, na pewno.
To tu, miłej zabawy .
Dziękuję do zobaczenia!
Odprowadził ją wzrokiem.
Za każdym razem tak odprowadzał swoim pożądliwym spojrzeniem skrywanym za nieśmiałym, trochę zawadiackim uśmiechem.
Czasem pomachał na pożegnanie.
Podobał jej się ten niemy, niewinny i prawie niebyły flirt .
Tak minęło kilka lat.
Byli ciągle na ,,pan,, -,,pani" gdy pewnej nocy po takim kursie wstąpił do jej pustego mieszkanka i....wymasował jej pośladki. Wyszedł niemal bez słowa.
Znowu była zima gdy pewnej nocy po prostu został.
Czuła ciepło jego ciała pod palcami, na wargach, w sobie .Byl opalony nawet zimą.
Tak rozpoczął się jej klasyczny romans z żonatym mężczyzną.
Klasyczny, bo wszystko przebiegało jak w podręcznikach.
Pisali i przyjeżdżał nocami gdy jeździł taxowka.
W dzień odprowadzał swoją córeczkę do przedszkola, chodził z synem do lekarza, odwoził żonę do pracy, chodzili kupować nowe buty do galerii handlowych, reperował daszek na balkonie sąsiada, odwiedzał teściów zapatrzonych w niego jak w obraz.
W weekendy i święta oraz podczas urlopu ten telefon milczał, zresztą ona nie dzwoniła, wiedziała ,że ten czas musi zagospodarować sobie sama.
Czy to jej przeszkadzało ? tak i to bardzo.
Chwila nieostrożności i żona dowiedziała sie o kochance z drugiej ulicy.
On przestał się odzywać, przestał poznawać na ulicy, mijał bez słowa ,zupełnie jak gdyby nigdy się nie znali.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyła jego żonę, była gruba, wręcz tłusta, okularnica, niezbyt wykształcona i inteligentna...ale , zaraz -to nie była nieznana osoba, już kiedyś gdzieś, wcześniej.
Długo trwało aż puzzle zaczęły się układać.
Wspomnienia tak długo ukrywane i tłamszone jednak wydostały sie z otchłani zapomnienia i niepamięci.
Początkowo jak przez mgłę , z czasem bardziej ostro widziała w tym tramwaju chuda lecz zgrabną dziewczynę z burzą loków i czarnym zarostem wszedzie, który najbardziej widoczny był na twarzy. Nic nie dało się zrobić, nic poradzić a im bardziej przerażało ją to tym więcej, bujniej i częściej rosły te jej czarne włosy , wszędzie.
Krępowało ją to, wiedziała, że ludzie widzą, ale byli kulturalni, potrafili się zachować, udawali ,że nie dostrzegają .
Tylko ona ta czarna chamska dziewczyna , która nie chodziła do ich liceum , tylko widocznie do innej szkoły a jednak wracała często tym tramwajem a pech chciał, że tym samym co i ona .
Pamięta jej drwinę, docinki, te wszystkie chamskie komentarze. Dokładnie pamięta.
Było to smutne, bardzo smutne i niesprawiedliwe.
Raniące i takie niezawinione przecież.
Z czasem technika poszła do przodu, kosmetologia i medycyna estetyczna też , jeszcze później zabiegi te stawały się coraz tańsze ale ciągle jeszcze dość drogie jak na przeciętna kieszen.
Zrobiła wiele i udało się pozbyć przykrego problemu raz i na zawsze .
Traumatyczne wspomnienia pozostały w niej dalej bo ludzie byli okrutni, tak po prostu.
Już nie spotykała tamtej w tramwaju, teraz coraz częściej jezdzila taxowka jej męża...coraz częściej ta taksówka była zaparkowana w okolicach jej domu.
On zachwycał się jej włosami i gładkim ciałem, było tyle ognia i radości a zarazem tyle bólu i niesprawiedliwości zmieszanej z niespełnieniem tej relacji.
Była zima , straszny mróz gdy późno wieczorem w zasadzie to w nocy musiała wyjść z chorym psem, wtedy prawie ją potrącił z tym jej dużym widocznym już ciążowym brzuszkiem.
Byla zima gdy stała na przystankach i marzła , bała się iść bo było ślisko gdy on przejeżdżał mijając ja gdy była w ostatnich tygodniach ciąży.
Dokładnie 9 miesięcy minęło od ich ostatniego spotkania.
Była zima gdy sama wracała z nowonarodzonym synem do pustego domu. Łzy zamarzaly i nikt nie widział jak płacze.
Była zawierucha i plucha , śnieg zacinał nieprzyjemnie śmigając w odkryte części ciała gdy minęła go jadąc z wózkiem.
Nie spojrzał.Ma jego oczy i usta...i przechodzi koło niego jak obok kogoś zupełnie obcego. Może to i lepiej?
Szedł wtedy pieszo, nie spojrzał.
Padał śnieg gdy z rynku z jarmarku świątecznego płynęły słowa kolędy, tej nasmutniejszej jaką znała.